wtorek, 7 kwietnia 2015

Life on the Sunset Strip: Rozdział 1


ALLIE


Na początek chcę zadedykować ten rozdział mojej osobistej Alicii Silverstone -  Magdzie SIxx!

- Halo, wstawaj! Już 7.30! - Ze snu wyrwała mnie czyjaś zimna dłoń, poklepująca moją twarz.
- Cindy, spadaj stąd...
- No no, nie zapominaj, kto jest twoją szefową! Masz tu pięć dolarów i kup sobie coś do jedzenia. - No proszę, prawie że jak druga matka. Wepchała ciuchy do mojej torby i wcisnęła mi ją w dłoń.
- No szybciej, szybciej! Bo znowu się spóźnisz do szkoły. - Popędzała mnie co chwilę. Znowu szkoła. Jak dobrze, że to już ostatnie  tygodnie... - A po południu przyjdź do mnie.
- Dzięki. - Niechętnie wstałam z całkiem wygodnej  kanapy i wyszłam z szefowskiego biura, a raczej małego salonu, w którym urzędowała Cindy i współwłaściciel lokalu - James, nazywany Jamie.
 Wciąż jeszcze mrużąc oczy od światła, zeszłam po schodach do wyjścia klubu.
- Hej, Alice! - właśnie mijałam się z Rafaelą, meksykańską barmanką, która właśnie rozpoczynała swoją zmianę za ladą. Podobno przebywa w USA nielegalnie, ale co ja tam wiem.
- O, cześć. Fajnie, że już jesteś. Daj mi coś, co można zjeść .- Rano nasz klub zmieniał się w zwyczajny bar. Można tu zjeść coś szybkiego albo napić się kawy.
- Cindy szykuje jakieś zmiany, jeśli chodzi o wasze występy. To prawda? - Spytała stawiając przede mną kubek gorącego napoju i małą kanapkę przygrzaną w piekarniku.
Nic mi nie było o tym wiadomo, więc wykrzywiłam twarz w dziwny sposób, bo tylko na to było mnie teraz stać.  Pewnie to o tym chce ze mną porozmawiać dziś po południu.
 - Która godzina?
- Dokładnie 7.55.- Słysząc to, w pośpiechu połknęłam ostatni kęs i zabrałam swoje rzeczy. Wybiegając z Neon Angel, pomachałam Rafaeli i już mnie nie było.

*

Po ostatnim dzwonku wyszłam ze szkoły i pognałam do mieszkania, wynajętego przez matkę, która teraz prawdopodobnie siedziała sobie wygodnie za biurkiem w tej swojej agencji w Bostonie. Dobrze, że chociaż o tym pomyślała. Na początku przysyłała mi trochę kaski, ale gdy dowiedziała się, że znalazłam jakąś pracę, odpuściła sobie i to. "Nie, nie możesz ze mną jechać. Musisz skończyć szkołę. Nauka jest najważniejsza, od tego zależy twoja przyszłość". Dobrze, że przynajmniej nie kazała mi wracać do tej zakichanej Polski...
Otworzyłam drzwi i od razu rzuciłam się na mięciutkie łóżko. Czekałam cały dzień na ten moment.
Mijały sekundy. Minuty. Zegar tykał niemiłosiernie. W głowie ciągłe 'tyk tyk', sprawiało, że nie mogłam zmrużyć oka nawet na chwilę. Nici z mojej drzemki, no nic. I tak musiałabym zaraz wstawać. Wzięłam kosmetyki i udałam się do łazienki, żeby się trochę ogarnąć. Szybki prysznic, lekki makijaż, klasyczna, czarna sukienka i byłam gotowa na spotkanie z Cindy. Zaraz, zaraz, ale gdzie moje buty? Czarne baleriny z ostrymi noskami i złotymi wykończeniami kryły się pod krzesłem przy łóżku. Cholera...- przeklinałam pod nosem, potykając się co chwilę o porozrzucane po podłodze rzeczy. Chyba nadszedł już czas, żeby posprzątać...

*

- No nareszcie jesteś! Myślałam, że już dziś nie przyjdziesz. - Zaczęła szefowa. - No dobrze, skoro już jesteś to siadaj i słuchaj. Chciałabym, żebyście w końcu wykonały swój najlepszy numer. - Czy chodzi jej o to... Pytająco uniosłam jedną brew.  
- Tak, właśnie chcę, żebyście zatańczyły wasz popisowy układ, ale wzbogacony o elementy burleski. Dobrze, że w międzyczasie niczego nie popijałam, bo zapewne zawartość moich ust znalazłaby się teraz na jej bluzce. 
- Bez obaw, nie musicie się rozbierać. - Uspokoiła mnie, widząc zapewne zakłopotany wyraz mojej twarzy. Uff, całe szczęście. Za nic nie chciałabym paradować nago przed tyloma obcymi, napalonymi facetami. Jasne, przywykłam już dawno do głupich komentarzy z ich strony, gdy tańczyłam na rurze, ale to byłoby szczytem wszystkiego. - Ale to jeszcze nie wszystko. - Oho.. - Do tego zaśpiewasz I Wanna Be Loved By You (klik) z repertuaru Marilyn Monroe. - Myślałam, że się posikam na miejscu. Ja i Marilyn. Też sobie wymyśliła. 
- Mówię serio. Wiem, że potrafisz śpiewać i to całkiem nieźle. Przećwicz sobie jeszcze.- Położyła kartkę z tekstem przede mną. - W takim razie do wieczora. Liczę na twoją kreatywność, pa! - I wyszła. Tak po prostu wyszła, nie dając mi nawet nic powiedzieć. Taki urok Cindy. Zdecydowana i konsekwentna. Nie liczyła się z nikim i z niczym.
Wzięłam papier do ręki i zaczęłam podśpiewywać po cichu piosenkę z jednego z moich ulubionych filmów. 
To ma być kreatywne, tak?... Już wiem! Przeszłam do garderoby i wygrzebałam z szuflady fikuśny cylinder oraz niedużą, czarną laskę, wziętą rodem z lat pięćdziesiątych od eleganckich, stepujących panów w garniturach. To jest to, idę poszukać Soph!


*

- No ok, ale skąd my weźmiemy ten kieliszek, co? - Sophie podrapała się zastanawiająco po swojej rozczochranej czuprynie, popalając przy tym jak zwykle Camela.
- Zawsze warto spytać Tiffany. Albo Jamie'go. Akurat jemu ten pomysł spodoba się najbardziej... pieprzony erotoman! 
- Spokojnie, Pogadam z Tiff, Fiff, czy jak jej tam. Ona na pewno ma coś takiego. W końcu to ona jest od wystroju, projektowania i innych takich pierdół, nie?
- Ok, a teraz podziel się ze mną fajkiem. 
- Ej, młoda! Nie szalej, dobra? Do dwudziestych pierwszych urodzin jeszcze daleko.
- Odezwała się dorosła! - Udając obrażoną, skrzyżowałam ręce na piersiach i uniosłam niby dumnie głowę do góry, na co ta tylko westchnąwszy wcisnęła mi papierosa do ust i podpaliła go, po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem. 

3 godziny później...


- I jak tam, szykujecie coś specjalnego dzisiaj, no nie? - Spytała ciekawsko Jal, przebierając się w seksowny fartuszek, w którym zwykle obsługiwała gości.
- Przekonasz się już niebawem. - Szczerze mówiąc, czułam się nieco zażenowana, tym, co mnie czeka, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Obróciłam się ostatni raz przed lustrem i przeszłam do głównej sali, żeby sprawdzić jak się mają sprawy związane z wystrojem sceny. A tam już krzątała się Tiffany wraz z chłopakami, ustawiając wszystko z najdokładniejszymi szczególikami według jej planów.
- Hej, Allie, wracaj do garderoby! Zaraz zaczynamy! - Zawołała mnie jedna z dziewczyn.
Eh, czas i na mnie. Jestem ciekawa jak będę wyglądać w tym stroju.
Lubię się przebierać i występować przed publicznością, ale nie koniecznie w ten sposób. Trzyma mnie tutaj jedynie dobra pensja.
Hm, ale muszę przyznać, że prezentuje się nie najgorzej. Jeszcze tylko puder i...
- Laska, szybciej! Zostało tylko kilka minut! - Krzyknęła poirytowana Sophie.
Szminka...
Kredka...
- ALICE! - Zaskrzeczała niczym zrzędliwa starsza pani. Dobra! Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami. Włożyłam płaszczyk i zapięłam go na jeden guzik, po czym podbiegłam do reszty dziewczyn. Przyjaciółka wręczyła mi laskę i włożyła na głowę cylinder.
- Powodzenia! - Rzuciła szybko i niespodziewanie wypchnęła mnie na scenę. Nienawidziłam kiedy to robiła. Ale teraz muszę się skupić tylko na show, nie ma odwrotu.
 Według planu tańczyłam zupełnie z tyłu nie wyróżniając się niczym spośród innych tancerek. Klasyczny mikrofon wzięty niczym z lat 60-tych już tylko na mnie czekał. A ja czekałam na niego, na ten odpowiedni moment.
Nagle dziewczyny tanecznym krokiem rozeszły się na boki, tworząc dla mnie oświetloną dróżkę prowadzącą na sam początek sceny. Szłam zmysłowo ze spuszczonym wzrokiem, co jakiś czas rzucając spojrzenia spod mojego kapelusza. Gdy tylko wyłoniłam się spośród tańczących, rozległy się gwizdy i oklaski stałych bywalców. Subtelnie obejmując statyw, rozpoczęłam swoją śpiewkę. Kątem oka spoglądałam co chwilę na podekscytowanych nowością widzów.
Zakręciłam się kilka razy wokół własnej osi zrzucając z siebie satynowy płaszczyk. Po sali rozbiegła się kolejna fala pogwizdywań i okrzyków. W przerwie pomiędzy śpiewaniem obracałam się, wymachiwałam lekko laską i stukałam obcasami czarnych, lolicich butów. Fajna zabawa, ale obrzydliwe spojrzenia tych wszystkich ludzi mnie gdzieś tam w środku miażdżył.
Dziewczyny za mną wykonywały podobne ruchy lecz bardziej skomplikowane i przy okazji stanowiły chórek, czasami dodając coś od siebie.
Czas zapomnieć o stresie... czas zapomnieć o stresie... Nie możesz tego spieprzyć.
Chwyciłam w końcu za mikrofon z długim kablem i zaczęłam spacerować po całej scenie, wykonując w międzyczasie pewne elementy choreografii i nachylając się co jakiś czas do publiczności. Rzecz jasna nie śpiewałam tak, jak Marilyn. Miałam od niej nieco niższy głos i poza tym chciałam zrobić to po swojemu, więc dodawałam co trochę delikatnej chrypki. Śpiewanie najbardziej mnie tu zadowalało.

Pora na ostatnią część naszego występu. Ponownie zmieszałam się z resztą, stając na ich czele. Po drodze wyrzuciłam cylinder w stronę rozentuzjazmowanych widzów, co również wywołało niemałe poruszenie. Teraz razem obracałyśmy się i wymachiwałyśmy zgrabnie  nogami w rytm muzyki. Przypominało to trochę ruchy kobiet występujących na saloonowych scenach z westernu... Tak czy inaczej, zjechałyśmy w dół niczym na rurze i posłałyśmy publiczności dyskretne całusy.
Dziewczyny odeszły do tyłu, po czym siląc się na coś jakby zadziorny uśmiech, podeszłam powoli do wielkiego kieliszka, mieniącego się w różnych kolorach, rzucanych przez światło reflektorów. Bez zawahania przeszłam do sedna.

Seksownie weszłam do niego po małym krzesełku i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Wyginałam się i obracałam, rozchlapując pachnącą piankę na wszystkie strony, co jak zauważyłam,  również spodobało się publiczności. W pewnej chwili dostrzegłam tego samego chłopaka, który wczoraj proponował mi seks, siedział niedaleko przy stoliku i wlepiał teraz we mnie swoje błyszczące ślepia. Wyraźnie ucieszył się faktem, że nasze spojrzenia spotkały się na chwilę. O nie, kochany. Na samą myśl, wzdrygnęłam się w środku. Miałam ochotę zwymiotować, ale musiałam odciągnąć od tego myśli, by nie zepsuć występu. W końcu za to mi płacą.
Pozostałe tancerki kolejny raz wybiegły na środek, by ostatni raz się obrócić i ukłonić, a ja górując nad nimi krzyknęłam głośne "dziękujemy" i zastygłam w bezruchu. Zachwycona widownia obdarzyła nas niekończącymi się oklaskami i okrzykami. Niektórzy z nich nawet  wstali.
Zadowolona z siebie wbiegłam do garderoby.
- I jak? - Spytałam Soph, opierającej się o podrapaną futrynę. Ta tylko pokręciła głową i spuściła wzrok na swoje wypolerowane buty. - Ale... Coś było nie tak?- Mina zrzedła mi jak na zawołanie. Czyżby zauważyła moje zakłopotanie, to w końcowej części i domyśliła się czegoś? Owszem, była do tego zdolna. W średniowieczu z pewnością uznaliby ją za czarownicę czytającą w myślach i kradnącą ludzkie dusze.
- No wiesz... - Uniosła powoli głowę. Jej czerwone usta wygięły się pobłażliwie, a chwilę później ryknęła głupkowatym śmiechem.
Uff.
- Wkręcasz mnie! - Pyrgnęłam ją lekko i sama się zaśmiałam.
- Było świetnie, przecież wiesz o tym. - Dodała już zupełnie poważnie.
Do pomieszczenia wparował Jamie. Podniecony jak chyba jeszcze nigdy dotąd.
- Allie, byłaś genialna! Jestem z cieb... - Tu popatrzył na resztę towarzystwa. -... z was dumny! - Przybiegł do mnie z młodzieńczą lekkością i objął w pasie z całej siły. Mimowolnie poklepałam go po ramieniu. Gdy mnie wreszcie wypuścił ze swoich silnych ramion, obleciał mnie wzrokiem i przyglądał się długo poszczególnym częściom mojego ciała, aż poczułam się trochę niezręcznie. Soph zauważywszy to, odchrząknęła głośno, co natychmiast przywróciło go na ziemię.
- No, no. Jestem pod wrażeniem. To chyba dotychczas najlepsze show w naszym Neon Angel!- Puścił do mnie oczko i poszedł pogratulować innym dziewczynom. W sumie Jamie był niczego sobie. Przystojny facet po trzydziestce...
-Co, czyżby spodobał ci się nasz szefuńcio? - Podśmiewała się ze mnie. A nie mówiłam? Podstępna wiedźma!
- No coś ty. Przecież wiesz, że jest dla mnie za stary. Dla ciebie z resztą też. - Dziewczyna pokręciła niedowierzająco głową i dalej się śmiała.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi. Przyjaciółka poszła sprawdzić o co chodzi, a ja przebrałam się w swoje ciuchy.
- Ktoś do ciebie. - Skinęła głową w moją stronę.
- Kto to? - Szepnęłam.
- Idź i sama zobacz. -  Zarzuciła kiecką i odeszła zostawiając mnie samą z nieznajomym gościem.