Rozdział z dedykacją dla cudownej Joanne Isbell za jej wspaniałe komentarze! ( Wiem, wiem, Isbell. Zaniedbałam ostatnio Twojego bloga, ale pocieszę Cię, że już niedługo możesz się mnie tam spodziewać) B)
ALLIE
Do pokoju wpadały promienie słoneczne, które bijąc prosto w oczy obudziły mnie. Kolejna fala gorąca uderzała mi do głowy powodując ból nie do wytrzymania. Potrzebuję świeżego powietrza.Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam szybko do najbliższego okna. Otworzyłam je i czekałam na orzeźwienie, które jednak nie nadchodziło. Zamiast niego zaatakowała mnie kolejna masa upalnej kalifornijskiej duchoty. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Paskudnie niedobrze. Nie zastanawiając się, zawisłam wpół na drewnianej ramie i zwróciłam wszystko z wczorajszego dnia na... jakiś chodnik... Ale zaraz, moje okno nie znajduje się przy samej ulicy... Gdzie ja do kurwy nędzy jestem? To po pierwsze. Po drugie, zrzygałam się na chodnik, którym chodzi tłum ludzi, zdający się teraz wlepiać we mnie nieprzyjazne spojrzenia. Ze wstydu i zażenowania własnym zachowaniem, schowałam się jak najszybciej do środka pod parapet.
- Gdzie ja do cholery jestem?! - Powtórzyłam na głos, licząc na jakikolwiek odzew.
- Ciszej, no ja pierdolę... - Spod łóżka, które tak naprawdę okazało się być drewnianym podestem i leżącym na nim starym materacem, zawył nieznany męski głos.
Cudowne łóżko, nawet pasujące do reszty wnętrza. Obdrapana tapeta w samolociki, zniszczona, zgniłozielona kanapa i mała komódka, na której stał jakiś stary sprzęt, służący do odtwarzania winyli. Nie wspomnę już nawet o wykładzinie, która odstraszała niezliczoną ilością plam i dziur w dziwacznych kształtach. Idealna motywacja do sprzątania w mieszkaniu.
Moje przemyślenia przerwał głód, który już od jakiegoś czasu dawał o sobie znać. Wyszłam z tego dziwnego pomieszczenia na malutki korytarz. Instynkt, a raczej węch zaprowadził mnie do kuchni. Przy blacie krzątał się wysoki, półnagi blondyn, podśpiewując i kręcąc przy tym tyłkiem do piosenki Prince'a - Purple Rain. Oparłam się o framugę drzwi i obserwowałam jego zmagania z przywierającą do patelni jajecznicą. Nie mogłam się powstrzymać od cichego chichotu. Usłyszawszy mnie, znieruchomiał natychmiast i obrócił się powoli w moją stronę.
- He- ej... - Wymamrotał zaskoczony i trochę zawstydzony. - Długo tu jesteś?
- Wystarczająco długo. - Uśmiechnęłam się widząc jego zakłopotanie, co po chwili odwzajemnił.
- Gotuję - wskazał na kuchenkę. - Chcesz trochę? - Trudno było mi odmówić, więc przytaknęłam i usiadłam przy dla odmiany eleganckim stole.
- Widzę, że lubisz Prince'a..? - Zaczęłam melodyjnym tonem.
- Tak, choć to nie do końca moje klimaty. Ale akurat on jest geniuszem. Na ogół wolę raczej czystego punka i hard rocka. - Mówił z ekscytacją w głosie.
- O, to podobnie do mnie. - Rzucił mi delikatny uśmiech mówiący 'trafiłem na swojego'.
Nałożył jedzenie na talerze i postawiwszy je na stole, usiadł na przeciwko mnie.
Nałożył jedzenie na talerze i postawiwszy je na stole, usiadł na przeciwko mnie.
- Pracowałem kiedyś w restauracji. Black Angus, czy jakoś tak. Niestety musieli mnie wylać...
Wzięłam na widelec niewielką ilość papki i spróbowałam. Eh, no tak. Czemu mnie to nie dziwi...
- I jak, smakuje?- Spytał pstrząc na mnie wyczekująco.
- Mhm. - Potrząsnęłam twierdząco głową, usilnie kryjąc niezadowolenie ze smaku. Jasnowłosy usatysfakcjonowany moją opinią, sam zabrał się za jedzenie.
- O kurwa... Tego nie da się jeść! - Wypluł wszystko do zlewu, a resztę wyrzucił do kosza. - Ty na pewno chcesz to dokończyć?
- Nie jest takie złe...
- Jasne, jasne. Mówisz tak, żeby nie zrobiło mi się przykro. - Brawo, zgadłeś. - Dawaj to, wiem, że ci nie smakuje.
Po kilkunastu sekundach przemyśleń czy oby na pewno to zrobić, oddałam mu ostatecznie talerzyk.
- Duff jestem tak w ogóle.
- Alice.
- Alice, włosy rude ma jak lis. Śliczna i radosna, gorąca jak wiosna...
- Przestań. - Szturchnęłam go, na co blondyn wyszczerzył się w zabawny sposób.
Do pomieszczenia wpadł rozdygotany, niewysoki chłopak i zaczął myszkować po wszystkich szafkach.
- Stary, ty od rana na prochach? - Spytał Duff, widząc jego roztrzęsione ruchy.
- Szukam aspiryny zanim któryś z tych pojebów się do niej dostawi. - Aha, czyli jest was jeszcze więcej? Właśnie, nadal nie dowiedziałam się co to za miejsce...
Gdy odnalazł to, czego szukał porwał całe pudełko dla siebie. Wychodząc dopiero mnie zauważył i rzucił niezobowiązujące "cześć", łącząc to z zaraźliwym wyszczerzem.
- Gdzie ja jestem?- Spytałam Duffa.
- W Hell House. - Do kuchni wparował teraz Slash. - Hej Allie. - Machnął ręką na przywitanie, na co odpowiedziałam tym samym. Wysoki spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Ta, znamy się. Od dwóch dni. - Odpowiedział kudłacz szukając w szufladzie chyba tego samego, co jego poprzednik.
- Jeśli szukasz aspiryny, to przykro mi, bracie, ale Popcorn zabrał chwilę temu całe opakowanie.
- Kurwa. Z tym to zawsze... Adler! - Wyszedł z kuchni krzycząc za kolegą.
- W trójkę tu razem mieszkacie? - Kontynuowałam przesłuchanie.
- W piątkę. - Poprawił mnie płucząc w zlewie szklankę. - Cały nasz zespół.
- Ah... Guns N'Roses, zgadza się. - Jasnowłosy z niemałym zadowoleniem odwrócił się znów do mnie.
- Słyszałaś o nas? - Właściwie nie wiedziałabym o was, gdyby nie Hudson, no ale...
- No cześć piękna. - Za plecami usłyszałam niski, znajomy głos, przez który aż się wzdrygnęłam.
- Dobrze mówili, niezła jesteś w te klocki - Zaśmiał się głupkowato. Moje serce z przerażenia przyśpieszyło, a przede mną ukazał się ten zadowolony z siebie szmaciarz - Rose.
I co on pieprzy? Nie mogłam przecież z nim tego zrobić... owszem mogłam. Sytuacji nie poprawiał fakt, że nie pamiętałam praktycznie niczego z wczorajszego wieczoru.
Rozmowa z kilkoma osobami, jakiś epizod z motocyklem... I tutaj mój film się urywa.
- Halo, ziemia do Alice! - Duff pomachał mi ręką przed oczami, na co natychmiast ocknęłam się z transu.
- Alice, włosy rude ma jak lis. Śliczna i radosna, gorąca jak wiosna...
- Przestań. - Szturchnęłam go, na co blondyn wyszczerzył się w zabawny sposób.
Do pomieszczenia wpadł rozdygotany, niewysoki chłopak i zaczął myszkować po wszystkich szafkach.
- Stary, ty od rana na prochach? - Spytał Duff, widząc jego roztrzęsione ruchy.
- Szukam aspiryny zanim któryś z tych pojebów się do niej dostawi. - Aha, czyli jest was jeszcze więcej? Właśnie, nadal nie dowiedziałam się co to za miejsce...
Gdy odnalazł to, czego szukał porwał całe pudełko dla siebie. Wychodząc dopiero mnie zauważył i rzucił niezobowiązujące "cześć", łącząc to z zaraźliwym wyszczerzem.
- Gdzie ja jestem?- Spytałam Duffa.
- W Hell House. - Do kuchni wparował teraz Slash. - Hej Allie. - Machnął ręką na przywitanie, na co odpowiedziałam tym samym. Wysoki spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Ta, znamy się. Od dwóch dni. - Odpowiedział kudłacz szukając w szufladzie chyba tego samego, co jego poprzednik.
- Jeśli szukasz aspiryny, to przykro mi, bracie, ale Popcorn zabrał chwilę temu całe opakowanie.
- Kurwa. Z tym to zawsze... Adler! - Wyszedł z kuchni krzycząc za kolegą.
- W trójkę tu razem mieszkacie? - Kontynuowałam przesłuchanie.
- W piątkę. - Poprawił mnie płucząc w zlewie szklankę. - Cały nasz zespół.
- Ah... Guns N'Roses, zgadza się. - Jasnowłosy z niemałym zadowoleniem odwrócił się znów do mnie.
- Słyszałaś o nas? - Właściwie nie wiedziałabym o was, gdyby nie Hudson, no ale...
- No cześć piękna. - Za plecami usłyszałam niski, znajomy głos, przez który aż się wzdrygnęłam.
- Dobrze mówili, niezła jesteś w te klocki - Zaśmiał się głupkowato. Moje serce z przerażenia przyśpieszyło, a przede mną ukazał się ten zadowolony z siebie szmaciarz - Rose.
I co on pieprzy? Nie mogłam przecież z nim tego zrobić... owszem mogłam. Sytuacji nie poprawiał fakt, że nie pamiętałam praktycznie niczego z wczorajszego wieczoru.
Rozmowa z kilkoma osobami, jakiś epizod z motocyklem... I tutaj mój film się urywa.
- Halo, ziemia do Alice! - Duff pomachał mi ręką przed oczami, na co natychmiast ocknęłam się z transu.
- Wiesz, chyba powinnam już iść. Coś mi się przypomniało. - Powiedziawszy to, wybiegłam nie czekając na żadną odpowiedź. W progu minęłam jeszcze Hudsona, który ze zdziwieniem odprowadził mnie wzrokiem do drzwi.
Czułam się zbita z tropu i chciałam jak najszybciej stamtąd spierdolić. Moje poczucie zażenowania i irytacji osiągnęło właśnie apogeum.
Będąc już spory kawałek od ich rudery, bo domem tego nie można było nazwać, zorientowałam się, że nie mam butów i jestem w samych skarpetkach, bieliźnie i przydużej koszulce. Trudno. Jestem już niedaleko. To tylko trzy przecznice.
Stojąc przy drzwiach, zorientowałam się, że oprócz części moich ciuchów, zostały tam również klucze od mieszkania.
Cudownie.
Stojąc przy drzwiach, zorientowałam się, że oprócz części moich ciuchów, zostały tam również klucze od mieszkania.
Cudownie.
*
Wiem, że jest krótszy niż poprzedni, ale chciałam przerwać w tym momencie.
Ach, no i jeszcze jedna sprawa do Was.
Proszę o motywację w postaci komentarzy! ;)