niedziela, 11 października 2015

Life on the Sunset Strip: Rozdział 7

 ALLIE 

 

 - ... W takim razie mogę spróbować załatwić wam występ w moim klubie. - Zaproponowałam bez głębszego zastanowienia.
- Świetny pomysł!... To znaczy, jeśli by się dało, bylibyśmy ogromnie wdzięczni.- Powiedział z wielkim wyszczerzem.
Mimowolnie głośno westchnęłam. Slash od razu zauważył, że nie podzielam jakoś szczególnie jego entuzjazmu i za wszelką cenę chciał dowiedzieć się co jest nie tak.
-... Axl ? Słyszałem, że tobie też zdążył już zaleźć za skórę.- Zaśmiał się.
Razem z lokowanym stwierdziliśmy zgodnie, że czas już wracać - ja do pracy, on na próbę.
Idąc przez park postanowiłam mimo wszystko zadać mu to jedno, nurtujące pytanie.
-  Co wydarzyło się na tej imprezie? Czy ja i Rose...
- Niee.- Pokręcił głową z rozbawieniem. Poczułam jak napięcie w moim brzuchu powoli zaczęło znikać. Odetchnęłam z ulgą. - Wiem, że byliście w ulubionym miejscu rudego do bajerowania lasek. Później przyjechały gliny i cała balanga poszła się jebać.
Taa, ulubione miejsce do bajerowania lasek...
Tak jak ostatnim razem odprowadził mnie aż pod bramę, po czym sam powędrował w stronę swojej "rezydencji".
Gdy weszłam do mieszkania nie zastałam nikogo. Na stoliku kawowym znalazłam tylko kartkę:

"Wyszłam z Sophie.
Wrócę pewnie wieczorem."

Pewnie wieczorem? To może oznaczać w jej przypadku jutro.
Wepchnęłam niedbale do torebki strój kelnerski (który swoją drogą nie widział światła dziennego od jakiegoś roku), parę zielonych i poszłam przebrać się w coś czystszego. 
Miałam jeszcze chwilę do wyjścia, więc przysiadłam na kanapie z kubkiem herbaty  i jak zwykle zaczęłam rozmyślać. Czy rzeczywiście dobrym pomysłem było zaproszenie ich do klubu? W sumie mogłabym się jeszcze wykręcić, ale z drugiej strony głupio byłoby coś komuś obiecać, a potem to odwołać. I to z powodu swojej głupiej paplaniny, sama to zaproponowałam. Z resztą... co ja odpierdalam? Nagle zaczęłam się tak wszystkim przejmować. Zwykli, brudni goście spod ulicy. Przyjdą, narobią hałasu i pójdą, no nie? Chętnie posłuchałabym jak grają, bo jeszcze nie miałam takiej okazji, a słyszałam, że zapowiadają się obiecująco. Ale ten typek za mikrofonem... Nie miałam najmniejszej ochoty go oglądać ani w jakikolwiek inny sposób mieć z nim kontakt. To chyba jak na razie moje jedyne zastrzeżenie. Reszta chłopaków wydała mi się bardzo sympatyczna, a w szczególności kudłacz.

*

Wchodząc do Neon Angel rzuciłam krótkie 'cześć' Rafaeli obsługującej za ladą i od razu wpadłam do szefowskiego biura.
- Gdzie Cindy? - Spytałam Jamie'go, który kręcąc się na krześle jak małe dziecko przeglądał jakieś papiery. 
- Wyszła. - Powiedział podnosząc głowę znad dokumentów.
No cóż, wszystko będę musiała załatwić z nim, co raczej nie spodoba się Cindy. Zawsze we wszystkim chciała mieć ostatnie zdanie i o wszystkim decydować.
Wyciągnęłam z torby ubranie złożone w kostkę i rzuciłam mu je pod nos razem ze zwolnieniem lekarskim. Blondyn zmarszczył brwi i posłał mi pytające spojrzenie.
- Nie mogę tańczyć. Kontuzja. - Odsłoniłam obolały kark i wskazałam bolące miejsce. 
Mężczyzna podrapał się po głowie ze wzrokiem utkwionym w moich dłoniach.
James o dziwo był bardzo wyluzowanym, ale także sprawiedliwym i wyrozumiałym szefem, toteż wysłuchawszy mojej opowiastki o nocy na wycieraczce, nie widział większego problemu w przeniesieniu mnie na inny dział. Wreszcie miałam okazję na zerwanie z wizerunkiem pustej laski spod latarni, bleh.
W sumie to i nawet lepiej, że Cindy nie było.
- Ale mam też dobrą wieść! - chwila napięcia - Chyba znalazłam już gwiazdę sobotniego wieczoru.
- Kogo masz na myśli tym razem? - Uśmiechnął się bawiąc guzikiem od marynarki.
-  Guns N'Roses - początkujący zespół z podziemi, którego nie da się od tak zaszufladkować. - Wyrecytowałam bezbłędnie mowę Hudsona sprzed kilku dni.


CAROLINE

 

 - Dobrze. Od przyszłego tygodnia może pani zaczynać pracę. - Powiedziała chłodno ponura, starsza kobieta, którą - sądząc po jej minie - coś uwierało w dupę.
- Dostałam tę pracę, rozumiesz, Sophie?! - Zaczęłam skakać i krzyczeć z radości, kiedy opuściłyśmy biuro. - Moją wymarzoną pracę!
- Słyszałam, ale już nie piszcz, bo zaraz ogłuchnę. - Powiedziała prawie obojętnie, ale nie było to w stanie zgasić mojego entuzjazmu. W końcu od poniedziałku zaczynałam okres próbny w sklepie muzycznym. Moje nowe życie w Los Angeles powoli zaczęło nabierać rozpędu i iść w odpowiednim kierunku. 
Kierowałyśmy się teraz w stronę kawiarni. Zasłużyłam na croissanta z czekoladą. Poza tym nie jadłam nic od rana, jak się domyślam - Soph podobnie. 



 *
Dziękuję za 1600 wyświetleń!
I mamy kolejny rozdział. Miałam dodać go trochę wcześniej, ale potrzebowałam czasu, żeby lepiej go przemyśleć. 
Edit: Zaktualizowałam w końcu zakładkę z bohaterami, zapraszam! ;)


 



sobota, 26 września 2015

Life On The Sunset Strip: Rozdział 6

ALLIE

Kilka godzin później... 

 

Pół dnia przesiedziałam na tej cholernej wycieraczce, usiłując choć na chwilę zmrużyć oko. 
W tym momencie próbowałam zrelaksować się i rozprostować kości w mięciutkim łóżku, ale obolały kark i tak dawał się we znaki. 
Cindy nie będzie miała wyjścia niż grzecznie przyjąć do wiadomości, że jedyne co mogę teraz robić w tym klubie, to kelnerowanie lub stanie za ladą. Przez najbliższy tydzień o tańcu mogę sobie najwyżej  pomarzyć. Szczerze, to nawet się cieszę z tego.
Caroline, która jako jedyna miała zapasowe klucze, wróciła do domu dopiero po południu i mnie do niego łaskawie wpuściła. 
Jestem już skazana na chodzenie jak połamana, więc podniosłam się, żeby w łazience doprowadzić się do jako takiego ładu. Kilka minut później siedziałam przed telewizorem z kubkiem kawy oglądając jakiś nudny program śniadaniowy. "A teraz temat dnia: jak wyleczyć złamane serce?". Phi, jak zwykle potrafią gadać tylko o jednym i tym samym. Spróbowałam więc zająć swoje myśli czymś innym i kolejny raz przypomnieć sobie wydarzenia z wczoraj. Zdążyłam już ustalić, że spotkałam parę sław rock and rollowego światka, rozmawiałam z tym rudym dupkiem, no i oczywiście nie żałowałam sobie alkoholu.
Moje rozmyślanie przerwał stukot kamyczka, który uderzył kolejno w szybę i parapet. Wyjrzałam przez okno. 
Przy schodach stał uśmiechnięty Slash, który najwyraźniej trzymał w ręku coś, co należało do mnie.
Po jakiejś minucie stałam tuż obok niego. Wręczył mi ubrania zapakowane w torebkę i klucze, które od razu znalazły się w mojej kieszeni.
- Może się przejdziemy?

SOPHIE

 

 

Zupka chińska - jedyne co potrafiłam ugotować. Tajska to moja specjalność. Pewnie jadłabym sobie ją tak w spokoju, gdyby nie ten natrętny telefon.
- Halo?... Nie... Nie wiem... Dlaczego... Mhm... Ok. - Odłożyłam słuchawkę na miejsce. Bo kto inny  niż Cindy może zawracać mi głowę jakimiś głupotami?  Alice zwykle nie ma w zwyczaju odbierać telefonu, więc to mi kochana szefowa musi wylewać wszystkie swoje żale, pretensje plany i inne pierdoły. A moim zadaniem jest jej to wszystko przekazywać.
Kiedy skończyłam swój, jak mniemam jedyny dzisiejszy posiłek, zarzuciłam na siebie płaszcz i wyszłam na zewnątrz.
Zgodnie z planem szłam ze wzrokiem utkwionym w obdrapanych czubkach butów w stronę pobliskiego schroniska dla zwierząt. Tak, byłam wolontariuszką, a nie wyglądam, nie?
Przywitałam się ze wszystkimi swoimi podopiecznymi. Dziś przypadał mi spacer z moim ulubieńcem - Rocky'm, jasnobrązowym mieszańcem średniej wielkości. Tak jak chciałam wybraliśmy się do parku, żeby trochę pobiegać. 
Szczerze mówiąc, wolontariat to zajebista sprawa. Mały spacer dla człowieka, wielka radość dla zwierzaka. 
Nigdy nie zrozumiem jak ludzie mogą być tak głupi, by wyrzucać biedne psiaki na ulicę. Pies kocha całym sercem nie bacząc na to kim jesteś, a tobie gdy to się znudzi, robisz mu takie świństwo?
Sama chciałabym przygarnąć któregoś z nich, ale nie miałam na to warunków. Po pierwsze - tymczasowo nie mieszkam u siebie, po drugie - mam za mało czasu, żebym mogła stale się nim opiekować.
Po wspólnej zabawie odprowadziłam Rocky'ego do schroniska, a wracając do domu, wpadłam po drodze do muzycznego. Potrzebowałam kompletu nowych strun do basu i jakiegoś dobrego stroika, bo póki co, strojenie na słuch wychodziło mi co najwyżej średnio.
- Krucha blondyna?- W wąskiej uliczce zaczepił mnie znajomy diler. Zaczęłam bić się z myślami. Kupować czy nie? Nie brałam już od jakiegoś miesiąca i starałam się unikać znajomych z tego brudnego środowiska. Chciałam z tym skończyć raz na zawsze, uwolnić się i odciąć od tego syfu. Sięgnęłam ręką do kieszeni płaszcza i wymacałam kilka zielonych.
- Nie tym razem, dzięki.- Rzuciłam szybko. Moje dolce ostatecznie przeznaczę na coś innego. Mogę być z siebie dumna.


*
Hejka, pamiętacie o mnie jeszcze?
Już się tłumaczę, przez dłuższy moment nie miałam dostępu do internetu,
ale teraz, gdy już go mam, postaram się jakoś wynagrodzić swoją nieobecność.
Rozdział krótki, w sam raz na rozgrzewkę. Pozostaje mi liczyć na wasze komentarze. ;)
Ps. Czcionka poszła się jebać.

czwartek, 9 lipca 2015

Life on the Sunset Strip: 5


Rozdział z dedykacją dla cudownej Joanne Isbell za jej wspaniałe komentarze! ( Wiem, wiem, Isbell. Zaniedbałam ostatnio Twojego bloga, ale pocieszę Cię, że już niedługo możesz się mnie tam spodziewać) B)

ALLIE 


Do pokoju wpadały promienie słoneczne, które bijąc prosto w oczy obudziły mnie. Kolejna fala gorąca uderzała mi do głowy powodując ból nie do wytrzymania. Potrzebuję świeżego powietrza.Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam szybko do najbliższego okna. Otworzyłam je i czekałam na orzeźwienie, które jednak nie nadchodziło. Zamiast niego zaatakowała mnie kolejna masa upalnej kalifornijskiej duchoty. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Paskudnie niedobrze. Nie zastanawiając się, zawisłam wpół na drewnianej ramie i zwróciłam wszystko z wczorajszego dnia na... jakiś chodnik... Ale zaraz, moje okno nie znajduje się przy samej ulicy... Gdzie ja do kurwy nędzy jestem? To po pierwsze. Po drugie, zrzygałam się na chodnik, którym chodzi tłum ludzi, zdający się teraz wlepiać we mnie nieprzyjazne spojrzenia. Ze wstydu i zażenowania własnym zachowaniem, schowałam się jak najszybciej do środka pod parapet. 
- Gdzie ja do cholery jestem?! - Powtórzyłam na głos, licząc na jakikolwiek odzew.
- Ciszej, no ja pierdolę... - Spod łóżka, które tak naprawdę okazało się być drewnianym podestem i leżącym na nim starym materacem, zawył nieznany męski głos.
Cudowne łóżko, nawet pasujące do reszty wnętrza. Obdrapana tapeta w samolociki, zniszczona, zgniłozielona kanapa i mała komódka, na której stał jakiś stary sprzęt, służący do odtwarzania winyli. Nie wspomnę już nawet o wykładzinie, która odstraszała niezliczoną ilością plam i dziur w dziwacznych kształtach. Idealna motywacja do sprzątania w mieszkaniu.
Moje przemyślenia przerwał głód, który już od jakiegoś czasu dawał o sobie znać. Wyszłam z tego dziwnego pomieszczenia na malutki korytarz. Instynkt, a raczej węch zaprowadził mnie do kuchni. Przy blacie krzątał się wysoki, półnagi blondyn, podśpiewując i kręcąc przy tym tyłkiem do piosenki Prince'a - Purple Rain. Oparłam się o framugę drzwi i obserwowałam jego zmagania z przywierającą do patelni jajecznicą. Nie mogłam się powstrzymać od cichego chichotu. Usłyszawszy mnie, znieruchomiał natychmiast i obrócił się powoli w moją stronę.
- He- ej... - Wymamrotał zaskoczony i trochę zawstydzony. - Długo tu jesteś?
- Wystarczająco długo. - Uśmiechnęłam się widząc jego zakłopotanie, co po chwili odwzajemnił. 
- Gotuję - wskazał na kuchenkę. - Chcesz trochę? - Trudno było mi odmówić, więc przytaknęłam i usiadłam przy dla odmiany eleganckim stole. 
- Widzę, że lubisz Prince'a..? - Zaczęłam melodyjnym tonem.
- Tak, choć to nie do końca moje klimaty. Ale akurat on jest geniuszem. Na ogół wolę raczej czystego punka i hard rocka. - Mówił z ekscytacją w głosie.
- O, to podobnie do mnie. - Rzucił mi delikatny uśmiech mówiący 'trafiłem na swojego'.
Nałożył jedzenie na talerze i postawiwszy je na stole, usiadł na przeciwko mnie.  
- Pracowałem kiedyś w restauracji. Black Angus, czy jakoś tak. Niestety musieli mnie wylać... 
Wzięłam na widelec niewielką ilość papki i spróbowałam. Eh, no tak. Czemu mnie to nie dziwi...
- I jak, smakuje?- Spytał pstrząc na mnie wyczekująco. 
- Mhm. - Potrząsnęłam twierdząco głową, usilnie kryjąc niezadowolenie ze smaku. Jasnowłosy usatysfakcjonowany moją opinią, sam zabrał się za jedzenie.
- O kurwa... Tego nie da się jeść! - Wypluł wszystko do zlewu, a resztę wyrzucił do kosza. - Ty na pewno chcesz to dokończyć? 
- Nie jest takie złe...
- Jasne, jasne. Mówisz tak, żeby nie zrobiło mi się przykro. - Brawo, zgadłeś. - Dawaj to, wiem, że ci nie smakuje.
Po kilkunastu sekundach przemyśleń czy oby na pewno to zrobić, oddałam mu ostatecznie talerzyk.
- Duff jestem tak w ogóle.
- Alice.
- Alice, włosy rude ma jak lis. Śliczna i radosna, gorąca jak wiosna...
- Przestań. - Szturchnęłam go, na co blondyn wyszczerzył się w zabawny sposób.
Do pomieszczenia wpadł rozdygotany, niewysoki chłopak i zaczął myszkować po wszystkich szafkach.
- Stary, ty od rana na prochach? - Spytał Duff, widząc jego roztrzęsione ruchy.
- Szukam aspiryny zanim któryś z tych pojebów się do niej dostawi. - Aha, czyli jest was jeszcze więcej? Właśnie, nadal nie dowiedziałam się co to za miejsce...
Gdy odnalazł to, czego szukał porwał całe pudełko dla siebie. Wychodząc dopiero mnie zauważył i rzucił niezobowiązujące "cześć", łącząc to z zaraźliwym wyszczerzem.
- Gdzie ja jestem?- Spytałam Duffa.
- W Hell House. - Do kuchni wparował teraz Slash. - Hej Allie. - Machnął ręką na przywitanie, na co odpowiedziałam tym samym. Wysoki spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Ta, znamy się. Od dwóch dni. - Odpowiedział kudłacz szukając w szufladzie chyba tego samego, co jego poprzednik.
- Jeśli szukasz aspiryny, to przykro mi, bracie, ale Popcorn zabrał chwilę temu całe opakowanie.
-  Kurwa. Z tym to zawsze... Adler! - Wyszedł z kuchni krzycząc za kolegą.
- W trójkę tu razem mieszkacie? - Kontynuowałam przesłuchanie.
- W piątkę. - Poprawił mnie płucząc w zlewie szklankę. - Cały nasz zespół.
- Ah... Guns N'Roses, zgadza się. - Jasnowłosy z niemałym zadowoleniem odwrócił się znów do mnie.
- Słyszałaś o nas? - Właściwie nie wiedziałabym o was, gdyby nie Hudson, no ale...
- No cześć piękna. - Za plecami usłyszałam niski, znajomy głos, przez który aż się wzdrygnęłam.
- Dobrze mówili, niezła jesteś w te klocki - Zaśmiał się głupkowato. Moje serce z przerażenia przyśpieszyło, a przede mną ukazał się ten zadowolony z siebie szmaciarz - Rose.
I co on pieprzy? Nie mogłam przecież z nim tego zrobić... owszem mogłam. Sytuacji nie poprawiał fakt, że nie pamiętałam praktycznie niczego z wczorajszego wieczoru.
Rozmowa z kilkoma osobami, jakiś epizod z motocyklem... I tutaj mój film się urywa.
- Halo, ziemia do Alice! - Duff pomachał mi ręką przed oczami, na co natychmiast ocknęłam się z transu.
 - Wiesz, chyba powinnam już iść. Coś mi się przypomniało. - Powiedziawszy to, wybiegłam nie czekając na żadną odpowiedź. W progu minęłam jeszcze Hudsona, który ze zdziwieniem odprowadził mnie wzrokiem do drzwi. 
Czułam się zbita z tropu i chciałam jak najszybciej stamtąd spierdolić. Moje poczucie zażenowania i irytacji osiągnęło właśnie apogeum.
Będąc już spory kawałek od ich rudery, bo domem tego nie można było nazwać, zorientowałam się, że nie mam butów i jestem w samych skarpetkach, bieliźnie i przydużej koszulce. Trudno. Jestem już niedaleko. To tylko trzy przecznice.
Stojąc przy drzwiach, zorientowałam się, że oprócz części moich ciuchów, zostały tam również klucze od mieszkania.
Cudownie.

*

Wiem, że jest krótszy niż poprzedni, ale chciałam przerwać w tym momencie. 
Ach, no i jeszcze jedna sprawa do Was. 
 Proszę o motywację w postaci komentarzy! ;)



niedziela, 5 lipca 2015

Life on the Sunset Strip: Rozdział 4

CAROLINE 


Impreza na plaży w Los Angeles. Czy nie brzmi wspaniale?
W niecałe pół godziny dotarłyśmy w umówione miejsce i tak jak zlecił Slash, wzięłyśmy ze sobą paru znajomych Allie. Niektórych z nich zdążyłam wczoraj poznać w klubie Neon Angel, gdzie pracuje.
Piękna okolica. Z pewnością różniła się od polskich plaż. Szkoda, że nie wzięłam ze sobą aparatu, bo widok faktycznie zapierał dech w piersiach.
Rzeczywiście, ludzi było tu niemało. Rozejrzałam się dookoła i mój wzrok zatrzymał się na pewnym osobniku siedzącym przy jednym ze stolików z butelką piwa w ręku. Zaraz, zaraz, czy to...
Z niedowierzaniem szturchnęłam przyjaciółkę, która w tej chwili rozmawiała z Sophie- tą znajomą z klubu.
- Zobacz! - Krzyknęłam szeptem wskazując na postać. - James Hetfield!
Ku naszemu szczęściu w pobliżu przechodził właśnie Hudson. Pośpiesznie
złapałam go za rękaw koszulki i przyciągnęłam do siebie, na co ten obdarzył mnie ciepłym uśmiechem.
- No widzę, że znajomości to wy macie. - Tu kiwnęłam głową na wokalistę i gitarzystę w jednym.
- Mówisz o Metallice? - Mówiąc to odgarnął sobie włosy z twarzy. Swoją drogą, pierwszy raz zobaczyłam jego oczy. - To nasi dobrzy kumple. Jeśli chcecie, mogę was zapoznać.
Obydwie przystałyśmy na propozycję, a ja ciesząc się jak głupia nadal nie dowierzałam.

- To Alice, a to Caroline. - Przedstawił nas tak, jakbyśmy same nie potrafiły tego zrobić.
- No nieźle... niezłe... znaczy tego... cześć! - Kołysał się lekko na krześle, które zdawało się już ledwo stać na swoich plastikowych nogach. Koleś był ewidentnie wstawiony. W końcu właśnie z tego (nie licząc muzyki) słynął.
- No to zostawiam was, pogadajcie sobie. Mam na głowie jeszcze jedną ważną sprawę do załatwienia. - Slash mówiąc to wcisnął nam po butelce taniego wina i zlał się z tłumem. Tyle go widziałyśmy dzisiejszego wieczoru.
- Słyszałam, że w przyszłym roku wydajecie nowy album. - Zaczęła Alice.
- A to dobrze słyszałaś. Mamy już opracowane i nagrane trochę materiału. Jeśli chcecie, możecie wpaść czasem do nas i posłuchać. - Uśmiechnął się. - Tylko mówcie, że wy to te od Gunsów. Wiecie, tyle lasek się kręci... - Biorąc kolejnego łyka piwa pokręcił głową.
Gunsów? Razem z przyjaciółką wymieniłyśmy spojrzenia. Chodzi o ten nowy zespół kudłacza, o którym wczoraj wspominał, nie?
- Kto chce pizzę?! - Zza pleców dobiegły mnie jakieś krzyki. Odwróciwszy się, zobaczyłam rozczochranego, niewysokiego chłopaka, trzymającego kwadratowe pudełka z jedzeniem.
Biedny blondas zdał sobie sprawę ze swojej głupoty dopiero, gdy wygłodniały tłum rzucił się na niego, przebierający między pudełkami.
- Tak! -  James opowiadał teraz Allie o czymś nie kryjąc wielkiego entuzjazmu. - Gdyby nie te ich dzikie imprezy, pewnie nigdy nie słyszałbym nawet o tych skurwielach, hehe...- No i nadszedł kres Hetfieldowego krzesełka. Na trzy-czte-ry dwie nogi pękły, a nasz idol wylądował tyłkiem na wilgotnym piasku.
- Nosz kurwa mać! Co to za chińskie gówno?! - Wywrzeszczał, na co jakiś oburzony azjata odwrócił się w jego stronę i zaczął tłumaczyć mu, że nie wszystko co jest gównem, musi być z Chin. Razem z szatynką nie mogłyśmy się powstrzymać i ryknęłyśmy głośnym śmiechem.
- To tu jesteś chujku! - Nie wiadomo skąd pojawił się przed nami Lars.- wszędzie cię szukałem... O, witam piękne damy! - Ukłonił się chwiejnie zauważywszy nas.
Wymieniłyśmy z nimi jeszcze kilka zdań, po czym Ulrich zakomunikował, że muszą się zwijać, bo ponoć nieuważny Hammett podczas "ostrej zabawy w łazience z jakąś równie ostrą laską" rozjebał umywalkę i teraz mają zalane całe mieszkanie. Ach ci faceci...

Długo nie musiałyśmy szukać kolejnego, atrakcyjnego towarzysza do rozmowy. Zgadnijcie kto stał przy małym barze z drinkami... Niejaki Nikki Sixx - basista Motley Crue!
Nie czekając, podbiegłyśmy do niego potykając się przy tym o korzenie i kamyki. Chyba taki sam zamiar miała pewna napompowana silikonem blondyna z toną tapety, sypiącej się z jej twarzy. Gdyby dało się uśmiercać spojrzeniem, obydwie leżałybyśmy martwe.
Podałam rękę brunetowi i zaczęłam się zastanawiać  jaką zajebistą gwiazdę rocka jeszcze spotkam dzisiejszej nocy.
- Alice... ta seksi tancerka z Neon Angel?- Spytał charakterystycznie poruszając jedną brwią. Nieco zażenowana przyjaciółka pokiwała twierdząco głową. No proszę, zna się nawet z Sixxem! -Pamiętam cię. Rozmawialiśmy, gdy występowaliśmy u was jako gwiazda wieczoru jakieś trzy tygodnie temu.
Teraz wbił we mnie swój wzrok, którym obleciał mnie od stóp do głów.
- Ale za to twojej koleżanki niezbyt kojarzę... - Teraz skierował swój wzrok na mnie, a dokładniej na mój biust.
- Przyleciałam dopiero wczoraj. - Zabrałam głos.
- Skąd jesteś? - Podał nam po jakimś kolorowym drinku i sam upił łyk ze swojego.
- Obydwie jesteśmy z Polski.
- No, no słowiańskie laseczki! - Wyciągnął ręce w celu klepnięcia nas w wiadome miejsce, ale Allie obrzuciła go piorunującym spojrzeniem, mówiącym 'ani się waż!', na co natychmiast wycofał się ze swoim zamiarem, krzyżując ramiona za głową, co wyglądało nieco zabawnie.
Ktoś poprosił Alice na słówko, więc dała nam do zrozumienia, że zaraz wraca i zniknęła z mojego pola widzenia.

Impreza rzeczywiście była dzika. W pobliżu wybrzeża rozgrywały się wyścigi gołych hipisów na rydwanach zbudowanych z butelek po whisky, gdzieś na środku toczyła się bójka dwóch napranych kolesi, a wokół nich zebrał się już spory krąg ludzi.
W głowie zaczynało mi już szumieć, więc musiałam usiąść na piasku, żeby się nie wywrócić, a Nikki dalej z chęcią faszerował mnie i siebie serwowanymi przez barmana shotami. Czułam pulsującą mieszankę wina, wódki, piwa i głośnej muzyki. A mówili w szkole, nie mieszaj chemiku młody...


AXL


No popatrzcie, cóż za zbieg okoliczności!
- Mówiłem, że jeszcze się spotkamy? - Rzuciłem unosząc jeden kącik ust. Na chwilę utkwiłem wzrok w dobrze widocznych już gwiazdach, a następnie oplotłem nim dziewczynę. - Zwykle tego nie robię, ale tym razem chyba nie widzę innego wyjścia... - Szatynka stała z dłońmi opartymi na biodrach i patrzyła na mnie wyczekująco. - Więc... tego... przepraszam. 
Z trudem przeszło mi to przez gardło, co z pewnością zauważyła.
- Możesz powtórzyć? - Spytała ironicznie chwiejąc się. Nie, kurwa, nie mogę. Jakoś opanowałem wściekłość. Musiałem, bo inaczej cały mój plan chuj by strzelił. 
Zabawę czas zacząć. Podniosłem się z ziemi i otrzepawszy spodnie z piasku podałem jej rękę. Zaprowadziłem ją do mojego cudeńka (w prawdzie pożyczonego, no ale jednak). Laska była już nieźle spita i oczywiście musiałem ja mocno trzymać, żeby nie zaliczyła po drodze jakiegoś salta w tył, czy innych cholernych konfiguracji.
Jeszcze kilka kroków i z dumą mogłem zaprezentować jej nowiuśkiego Harleya Davidsona, który stał teraz oparty o drzewo.
- Skont go m... asz? - Wybełkotała.
Rzuciłem jednym z najbardziej czarujących uśmieszków ze swojej kolekcji i nie czekając na jej zgodę, usadziłem ją na motocyklu.
Faza druga wykonana.


ALLIE


Po drodze chyba mi się troszkę przysnęło, bo zupełnie nie pamiętałam którędy jechaliśmy. Zatrzymaliśmy się przy jakiejś dzikiej plaży, na którą prowadziła dróżka usiana naturalnymi zasiekami w postaci kolczastego zielska.
- Uważaj. - Powtarzał co chwilę spokojnym tonem. No nie moja wina, że ta roślina chwytała mnie cały czas swoimi mackami i usiłowała ściągnąć mnie w kierunku ziemi. A rudy musiał mnie asekurować, by moja ciężka głowa nie przeważała i nie pozbawiała mnie równowagi. Miał przy tym niemały ubaw, za co miałam ochotę strzelić go przez łeb, ale nie mogłam ryzykować utratą pionowej postawy.
Na końcu piekielnej ścieżki czekała pewna niespodzianka. Chłopak pofatygował się nawet, by pozbierać po drodze trochę kwiatów, które wcisnął mi w dłoń.
Usiedliśmy na ciepłym kocu, co było zbawieniem dla moich nóg. Otworzył szampana i nalał go do jednego z kieliszków, po czym podał mi go, a sam chwycił za butelkę jakiegoś taniego winiacza. Zara, czekaj, o co tu chodzi?
Głębsze rozmyślania przyprawiały mnie o pulsujący ból głowy, więc postanowiłam je sobie chwilowo odpuścić. Bez zastanowienia wzięłam kilka łyków  pieniącego się napoju.
Nie potrzebowałam długo czekać, żeby okazało się to błędem. Wszystko wokół zaczynało wirować. Nie rozumiałam zupełnie co Rose do mnie mówił, tak jakby w innym języku.
- Hej! - Nagle poczułam jak coś podrywa mnie do góry. - Puść mnie! - Przerzucił mnie przez ramię i biegł w stronę morza. Myślałam, że zaraz wszystko zwrócę. - Przestań! - Biłam go pięściami, wierzgałam nogami, ale to nie pomagało. Zatrzymał się dopiero, gdy wbiegł w sam środek wielkiej fali.
Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz wszystkie wyzwiska, które mi ślina przynosiła na język, ale przewidziawszy mój zamiar, uciszył mnie elektryzującym pocałunkiem.
Za sprawą jego gorących warg, wypitego alkoholu i lodowatej wody uderzającej o moje biodra, zupełnie straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Szkielet jakby mi się rozpłynął, a mój umysł powędrował gdzieś w tą czy tamtą...
Odpłynęłam.
Huśtałam się kompletnie bez sił. Zastanawiało mnie tylko czemu wszystko było obrócone o 180 stopni i wygląda tak zabawnie. A on się do mnie uśmiechał. Też się uśmiechałam, wręcz zanosiłam ze śmiechu. Coś mięciutkiego otuliło moje plecy. Spadłam z drzewa?
- Kurwa... Akurat w tym momencie?! - Słyszałam jakieś głosy dobiegające znikąd. - Ja pierdolę...

piątek, 3 lipca 2015

Liebster Award

Dziękuję za nominację Magdzie Sixx!
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował. Ask and Answer.

1. Jaką osobowością jesteś?

Nie wiem jak mogę odpowiedzieć na to pytanie, no ale... 
Jestem dość towarzyską osobą, lubię poznawać nowych ludzi i nowe miejsca. Podobno mam 'rozbuchany charakter'. Czasem zbytnio się czymś ekscytuję. I prawie zawsze się spóźniam. D;

2. Twoje hobby?

Lubię śpiewać i rysować.

3. Ulubione zespoły?

A więc: Aerosmith,  Guns N'Roses, Dead Kennedys, The Runaways, Pink Floyd, Joan Jett/ Joan Jett and the Blackhearts, Skid Row, The Doors, Vixen, Abba, Queen +Lana Del Rey, Elton John, David Bowie i wiele innych, o których teraz nie pamiętam.


4. Ulubione książki, bądź pisarz (może być to i to XD).

"Igrzyska Śmierci: W pierścieniu Ognia" - Suzanne Collins
'Hera, moja miłość" - Agnieszka Onichimowska
"Intruz"- Stephenie Meyer


5. Kim się inspirujesz?

A różnie to bywa. Ale tak na ogół  inspirują mnie zwykle zdjęcia, filmy, muzyka, inni ludzie i przede wszystkim wymysły mojej wyobraźni. ;)

6. Ulubiony przedmiot?

Historia i angielski. Ever and forever.

7. Kiedy masz urodziny?

24 grudnia. Niezły prezent gwiazdkowy, nie? B')

8. Ile masz lat?

16.

9. Co Cię zainspirowało do założenia bloga?

Z pewnością inne blogi i chęć robienia czegoś.
Realizowania się, o.

10. Co wpłynęło na napisanie twojego opowiadania?

Zabiję Cię za te pytania, no! X"D

11. Co Cię inspiruje?

Patrz pytanie numer 5.



Alise pieprzy zasady i nie nominuje nikogo. ;)




niedziela, 31 maja 2015

Life on the Sunset Strip: Rozdział 3


ALLIE 



Z Santa Monica do Los Angeles International Airport było półtora godziny drogi. Mnie do dyspozycji została godzina, plus-minus 15 minut.
Złapałam pierwszy lepszy, jadący w tamtą stronę autobus i liczyłam na cud, że jednak się nie spóźnię. Nie obeszło się rzecz jasna bez korków.
Gdy w końcu dotarłam na lotnisko, pobiegłam jak najszybciej na miejsce, mając nadzieję, że Karolina jeszcze nie opuściła terenu lotniska. Nie było jej przy odprawie. Przy wyjściu też nie. Popadłam w lekką panikę. Skoro jej tu nie ma, musi być już w drodze do knajpy, w której miałyśmy się w razie czego spotkać. Uspokój się, Alice. Nic jej nie będzie. Na pewno żaden najarany gościu w ciemnych loczkach i lenonkach na nosie nie będzie próbował wyrwać jej z ręki walizki...
- Ej, co tu się dzieje do jasnej cholery?!- Podbiegłam do nich zdenerwowana. Obydwoje obwiedli mnie zdezorientowanymi spojrzeniami.
- Ala..? - Przyjaciółka popatrzyła na mnie niepewnie, po czym zaraz rzuciła mi się na szyję i wyściskałyśmy się mocno za te wszystkie lata.
- Kto to? - Spytałam po chwili, spoglądając kontem oka na nieznajomego, który wyglądał na nieco zakłopotanego w zaistniałej sytuacji.
- Kolega, chciał mi pomóc w niesieniu walizki.
- Kolega..?
- Można tak powiedzieć, poznaliśmy się chwilę temu. - Wyjaśniła. - Nazywa się...
- Hudson. Saul Hudson. - Uśmiechnął się czarująco spod burzy loków. - Ale znajomi mówią mi Slash.
- W takim razie wybacz, panie Slash. Myślałam, że... - Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie.
- Luz blues. Też jadę w okolice Santa Monica, Sunset i tak dalej. A gdy zobaczyłem, że taka ładna dziewczyna męczy się z wielką walizą - Nieporadnie podrapał się po swojej bujnej czuprynie - nie mogłem stać bezczynnie.
Karolina uśmiechnęła się nieśmiało w jego stronę dziękując za komplement, ale nie wiem czy to zauważył, bo włosy zasłaniały mu co najmniej połowę pola widzenia.
- Może poszlibyśmy w trójkę do tego baru, o którym mi wcześniej mówiłaś? Co myślicie? - Spytała po chwili milczenia Karolina.
- Jasne! - Odparliśmy chórem.

*

15 minut później...


Przyjaźń cudowna więź, która potrafi złączyć ludzi na długie lata. Karolina i ja jesteśmy tego żywym przykładem. Mimo tego, że nie widziałyśmy się i nie rozmawiałyśmy (nie licząc listów) spory kawał czasu, po krótkim czasie złapałyśmy taki sam kontakt jak dawniej. Rozmawiałyśmy bardzo długo, opowiadałyśmy sobie o tym, co ostatnio nas spotkało, a nasz towarzysz słuchał uważnie i co chwilę coś od siebie wtrącał. Ogólnie rzecz biorąc, Slash okazał się nieco nieśmiałym, ale za to bardzo miłym facetem. I w dodatku  gra w zespole jako gitarzysta prowadzący! Razem ze swoimi kumplami tworzą Guns N'Roses, którego nie da się od tak zaszufladkować.  Zaprosił nas na jutrzejszą imprezę na plaży, którą z nimi organizuje.
- Weźcie ze sobą znajomych. Im nas więcej, tym będzie zabawniej.
Po spotkaniu Slash odprowadził nas aż pod sam dom (sam mieszkał tylko kilka ulic dalej) i życzył Karoli powodzenia ze zmianą strefy czasowej, zaklimatyzowaniem się i innymi pierdołami. Pożegnałyśmy się z nim, po czym oprowadziłam przyjaciółkę po moim skromnym, ale za to przytulnym mieszkanku. Co prawda nie było ono zbyt duże, ale wystarczające dla dwóch osób.
- Mam tylko jedno łóżko, więc będziemy musiały spać razem. - Oznajmiłam, gdy zaczęła rozglądać się po mini-sypialni.
- Za to małżeńskie. Już widzę te całonocne rozmowy, spychanie się z łóżka... - Uniosła jeden kącik ust do góry.
- Jak za starych dobrych czasów.
-... i bitwy na poduszki! - Wykrzyknęła i w tej samej chwili dostałam w twarz grubą, puchową poduszką.
-  Nie odpuszczę ci tego! - Odwdzięczyłam się jej wielką falą łaskotek.
Czułam jak powoli udziela mi się jej nastrój. Czasami miałam wrażenie, że jest lekiem na całe zło. Bez niej to nie było to samo. W końcu to ona była i jest moim największym wsparciem.
Zza pleców dobiegło mnie głośne ziewnięcie. Karolina była zmęczona tą długą podróżą, więc wcale nie zdziwiło mnie, że już zaraz potem spała wtulona w poduszkę. 
Sama postanowiłam się zdrzemnąć.
*

Zbudziło mnie głośne uderzanie łyżeczką o ścianki szklanki, którą przyjaciółka mieszała mrożoną kawę.
- O, wstałaś.
Zamrugałam z pięć razy, żeby przyzwyczaić oczy do światła wpadającego z okna.
Odpowiedziała na to szybkim uśmiechem i powróciła do poprzedniej czynności. Po chwili podała mi zimną szklankę, z jak się okazało przepysznym koktajlem.
- Nauczyli mnie na kursach. - Kiwnęłam głową, widząc mój zadowolony wyraz twarzy.
- Może wyszłybyśmy później na miasto? Pokazałabym ci to i owo...
- Pewnie! - Odpowiedziała bez wahania. Karolina uwielbiała odkrywać nowe miejsca. Jasne było to, że się zgodzi.
Nie czekając ani chwil, rozpakowała walizkę ze swoimi ciuszkami i razem upchnęłyśmy je gdzieś w szafie, po czym wybrała z nich obcisłą, białą koszulkę i krótkie dżinsowe spodenki. Kiedy właśnie brała prysznic, sprawnie przebrałam się w kremową koszulę, dżinsy i upięłam włosy w stylu lat 60- tych, a'la Brigitte Bardot.
Karolina wzięła jeszcze swój aparat i mogłyśmy wychodzić na podbój Los Angeles.
Los chciał, że mój dom znajdował się dobre dziewięć mil od Sunset Strip, więc znów trzeba było się spieszyć na przystanek autobusowy, żeby złapać jakikolwiek autobus. Zabawne, jestem tu już kilka lat, a nadal nie znam rozkładu jazdy tych cholernych busów, które zresztą i tak jeżdżą jak chcą. Z prostej przyczyny - takowy nie istniał, a przynajmniej nie był wywieszony na widok ewentualnych pasażerów. Kolejny minus tej miejscówki, zaraz po kręcących się nocą dziwek, dilerach chadzających ciemnymi uliczkami, czy pijaków, na których możesz się natknąć nawet w biały dzień. To i tak mało w porównaniu z samym Sunset. Po tak długim czasie przebywania tutaj, jestem już przyzwyczajona do różnorakich sytuacji.
Mimo tylu wad, uwielbiałam to miejsce i bycie tutaj. W powietrzu zawsze można było wyczuć ten charakterystyczny klimat Miasta Aniołów.
- A więc oto miejsce mojej pracy. - Wskazałam dłonią na Neon Angel. Dziewczyna rozglądając się badawczo weszła do środka.
- Czekaj, śliczna panienko... - Jeden z ochroniarzy złapał ją za rękę. - Dowodzik proszę pokazać.
- Ona jest ze mną. - Rzuciłam w jego kierunku, na co natychmiast ją przepuścił.
Zajęłyśmy pierwszy lepszy stolik i zamówiłyśmy po kolorowym drinku.
- A ty dzisiaj nie w pracy? - Spytała jakaś nowo zatrudniona kelnerka podająca nam kieliszki.
- Mam dzisiaj wolne. - Odparłam bez udawanej sympatii.
Po czym ta przytaknęła i zniknęła gdzieś w tłumie, naśladując mój krok, kręcąc przy tym swoim wielkim tyłkiem.
- Taka z ciebie lokalna gwiazda? - Blondynka uśmiechnęła się widząc to.

Pokręciłyśmy się jeszcze trochę po Sunset i najchętniej wróciłabym już do domu, ale przyjaciółka uprosiła mnie, żeby przejechać się jeszcze do Hollywood.
- Zobacz, Walt Disney! John Lennon! - Wykrzykiwała co chwilę na alei gwiazd. Moja reakcja  była taka sama, gdy pierwszy raz tu przyjechałam. W rzeczywistości to zwykłe gwiazdki z nazwiskami i dziedziną, w jakiej owa sława się "zasłużyła".
Aparat poszedł w ruch. Produkując dziesiątki obrazków, promieniała na tle późnego zachodu słońca. Fotografowanie to jedna z jej licznych pasji, którą dzieliła z ojcem. Pamiętam, że zawsze w ich domu przewalało się mnóstwo albumów, sprzętu fotograficznego czy lamp.
Wyciągnęłam z kieszeni fajka i odpaliłam. Moje uzależnienie od nikotyny pogłębiało się z każdym dniem.
Przyglądając się jej z zainteresowaniem, z przyjemnością wydmuchiwałam dym gdzieś w przestrzeń.
- Uśmiech! - I pstryk, błysk, dzieło gotowe.



*

Witam po baardzo długiej przerwie. Jeśli ktoś przez ten cały czas czekał na coś nowego, to przepraszam. Teraz rozdziały powinny pojawiać się częściej. ;)

niedziela, 3 maja 2015

Life on the Sunset Strip: Rozdział 2

ALLIE


Podeszłam do drzwi i uchyliwszy je powoli, znów ujrzałam tego samego, obrzydliwego kolesia. Teraz wyglądał jakby nieco łagodniej, miał zielone lub niebieskie oczy, blondorude, lekko podtapirowane włosy, a na jego twarzy gościł niepokój. Zabawnie kręcił głową we wszystkie strony i wiercił stopą dziurę w podłodze. Jakby się czymś niesamowicie denerwował.
- Nieźle wywijałaś. - Wydusił z siebie po kilku sekundach. Ekhm... co robiłam?
Chłopak znów łapczywie zawiesił na mnie wzrok, drapiąc się po swoich jasnych kudłach.
 Miałam już zamknąć mu drzwi tuż przed samym nosem, ale w ostatniej chwili zatrzymał je butem. Miałam ochotę zdmuchnąć mu z twarzy ten głupi uśmieszek.- Nie tak prędko. Mam coś dla ciebie.- Zza pleców wyjął jasno brzoskwiniową
różę, a raczej coś, co kiedyś nią było. Z trudem powstrzymałam się od śmiechu. Żeby zachować choć pozory powagi, z politowaniem w oczach wzięłam do ręki zwiędniętego łachazia i położyłam go na małej szafce, stojącej przy wejściu.
- To jak będzie?
- Sądziłeś, że masz u mnie jeszcze jakieś szanse? Zabawne. - Śmiech przejmował coraz większą kontrolę nad moim ciałem. Zakryłam usta dłonią, żeby nie dać tego po sobie poznać.
Chłopak zmarszczył brwi i chyba chciał rzucić jakąś chamską odzywkę, ale nie było mu to dane.
- Jakiś problem, Allie? - Odwróciłam się w lewo i zobaczyłam przy drzwiach łazienki szczupłego szatyna koło trzydziestki, którego dość często tutaj widywałam. - W razie czego, mogę zrobić porządek z kolegą. - Mówiąc to, uśmiechnął się do niego ironicznie i poruszył jedną brwią.
-  Nie, dzięki, naprawdę nie trzeba . - Odpowiedziałam najbardziej spokojnie , jak tylko potrafiłam. Nie chciałam nikogo angażować w tak nieistotne sprawy. Zresztą sama umiałam się go pozbyć.
- Tam siedzi mój przyjaciel, ten taki, co wygląda jak Keith Richards, widzisz?-  Nagle zmienił koncept. Wskazał palcem młodego bruneta siedzącego przy stoliku z jakąś krótkowłosą dziewczyną w luźnych ubraniach. Razem popalali skręty i pili czerwone wino, rozmawiając o czymś niezwykle fascynującym. Hej, czy to... Sophie! Skąd ona ich zna?- Przyjdź jak skończysz zmianę.- Dodał już bez większego entuzjazmu.
W sumie mogę się chyba przysiąść na dwie minuty. Powinien się później odczepić, nie?
Chwyciłam szybko niedużą torebkę z garderoby i ruszyłam gdyby nigdy nic w stronę stolika.
- O, Allie, jak miło cię widzieć! Siadaj! - Złapała mnie za rękę i pociągnęła tak mocno, że prawie upadłam na blat, ale ostatecznie wylądowałam na starym, poczciwym siedzeniu, obitym czerwoną skórą.
- Matko, ale ty jesteś najarana... - Z daleka można było wyczuć zarówno od niej jak i od czarnowłosego szczypiący w oczy zapach palonej marihuany.
W międzyczasie, natrętny rudzielec przysiadł z nietęgą miną obok swojego kumpla.
- Siema, piękna. Jestem Jeff... Ale mów mi Izzy. A to Axl.
- Ta, zdążyliśmy się już poznać...
- O, Jeffrey! Nasza piosenka! - Zawołała głośno Sophie, gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki Hard To Say I'm Sorry i wyciągnęła bruneta na parkiet. Ten nie protestował i grzecznie powędrował za nią. A już chwilę później oboje wśród innych par obejmowali się, poruszając  w rytm muzyki. Myślałam, że zaraz zwymiotuję, nie miałam teraz nastroju na takie urocze obrazki. Mojemu towarzyszowi widocznie też niespecjalnie się to udzieliło. Siedział bez wyrazu rozmyślając nad czymś ze wzrokiem wbitym w szklaneczkę od whiskey.
Nic tu po mnie.

*

Kilka dni później...

No i to rozumiem, wreszcie wyspałam się jak cywilizowany człowiek. Przetarłam oczy i dość żwawo powędrowałam pod prysznic.
Gdy wróciłam, włączyłam małe radyjko stojące na stole. Słysząc My Generation, podkręciłam głośność i w samym ręczniku zaczęłam wesoło podrygiwać. Byłam w tak dobrym humorze, że nie obchodził mnie nawet fakt, że wścibscy sąsiedzi z naprzeciwka mogą mnie zobaczyć.
Usiadłam przy stole z kanapkami z twarożkiem i szczypiorkiem oraz waniliowym latte. To był poranek idealny. Ten z tych, których od dawna mi brakowało.
Z przyjemnością wcinałam pyszne śniadanie, ale coś nie dawało mi spokoju, jakbym o czymś zapomniała. Pewnie tylko mi się zdaje. Ostatnio nie miałam chwili odpoczynku ani czasu na przyjemności. Teraz gdy nadszedł ten wyczekiwany moment, moja podświadomość nie przyjmuje tego do wiadomości. Tak, z pewnością tak jest...
KAROLINA!


wtorek, 7 kwietnia 2015

Life on the Sunset Strip: Rozdział 1


ALLIE


Na początek chcę zadedykować ten rozdział mojej osobistej Alicii Silverstone -  Magdzie SIxx!

- Halo, wstawaj! Już 7.30! - Ze snu wyrwała mnie czyjaś zimna dłoń, poklepująca moją twarz.
- Cindy, spadaj stąd...
- No no, nie zapominaj, kto jest twoją szefową! Masz tu pięć dolarów i kup sobie coś do jedzenia. - No proszę, prawie że jak druga matka. Wepchała ciuchy do mojej torby i wcisnęła mi ją w dłoń.
- No szybciej, szybciej! Bo znowu się spóźnisz do szkoły. - Popędzała mnie co chwilę. Znowu szkoła. Jak dobrze, że to już ostatnie  tygodnie... - A po południu przyjdź do mnie.
- Dzięki. - Niechętnie wstałam z całkiem wygodnej  kanapy i wyszłam z szefowskiego biura, a raczej małego salonu, w którym urzędowała Cindy i współwłaściciel lokalu - James, nazywany Jamie.
 Wciąż jeszcze mrużąc oczy od światła, zeszłam po schodach do wyjścia klubu.
- Hej, Alice! - właśnie mijałam się z Rafaelą, meksykańską barmanką, która właśnie rozpoczynała swoją zmianę za ladą. Podobno przebywa w USA nielegalnie, ale co ja tam wiem.
- O, cześć. Fajnie, że już jesteś. Daj mi coś, co można zjeść .- Rano nasz klub zmieniał się w zwyczajny bar. Można tu zjeść coś szybkiego albo napić się kawy.
- Cindy szykuje jakieś zmiany, jeśli chodzi o wasze występy. To prawda? - Spytała stawiając przede mną kubek gorącego napoju i małą kanapkę przygrzaną w piekarniku.
Nic mi nie było o tym wiadomo, więc wykrzywiłam twarz w dziwny sposób, bo tylko na to było mnie teraz stać.  Pewnie to o tym chce ze mną porozmawiać dziś po południu.
 - Która godzina?
- Dokładnie 7.55.- Słysząc to, w pośpiechu połknęłam ostatni kęs i zabrałam swoje rzeczy. Wybiegając z Neon Angel, pomachałam Rafaeli i już mnie nie było.

*

Po ostatnim dzwonku wyszłam ze szkoły i pognałam do mieszkania, wynajętego przez matkę, która teraz prawdopodobnie siedziała sobie wygodnie za biurkiem w tej swojej agencji w Bostonie. Dobrze, że chociaż o tym pomyślała. Na początku przysyłała mi trochę kaski, ale gdy dowiedziała się, że znalazłam jakąś pracę, odpuściła sobie i to. "Nie, nie możesz ze mną jechać. Musisz skończyć szkołę. Nauka jest najważniejsza, od tego zależy twoja przyszłość". Dobrze, że przynajmniej nie kazała mi wracać do tej zakichanej Polski...
Otworzyłam drzwi i od razu rzuciłam się na mięciutkie łóżko. Czekałam cały dzień na ten moment.
Mijały sekundy. Minuty. Zegar tykał niemiłosiernie. W głowie ciągłe 'tyk tyk', sprawiało, że nie mogłam zmrużyć oka nawet na chwilę. Nici z mojej drzemki, no nic. I tak musiałabym zaraz wstawać. Wzięłam kosmetyki i udałam się do łazienki, żeby się trochę ogarnąć. Szybki prysznic, lekki makijaż, klasyczna, czarna sukienka i byłam gotowa na spotkanie z Cindy. Zaraz, zaraz, ale gdzie moje buty? Czarne baleriny z ostrymi noskami i złotymi wykończeniami kryły się pod krzesłem przy łóżku. Cholera...- przeklinałam pod nosem, potykając się co chwilę o porozrzucane po podłodze rzeczy. Chyba nadszedł już czas, żeby posprzątać...

*

- No nareszcie jesteś! Myślałam, że już dziś nie przyjdziesz. - Zaczęła szefowa. - No dobrze, skoro już jesteś to siadaj i słuchaj. Chciałabym, żebyście w końcu wykonały swój najlepszy numer. - Czy chodzi jej o to... Pytająco uniosłam jedną brew.  
- Tak, właśnie chcę, żebyście zatańczyły wasz popisowy układ, ale wzbogacony o elementy burleski. Dobrze, że w międzyczasie niczego nie popijałam, bo zapewne zawartość moich ust znalazłaby się teraz na jej bluzce. 
- Bez obaw, nie musicie się rozbierać. - Uspokoiła mnie, widząc zapewne zakłopotany wyraz mojej twarzy. Uff, całe szczęście. Za nic nie chciałabym paradować nago przed tyloma obcymi, napalonymi facetami. Jasne, przywykłam już dawno do głupich komentarzy z ich strony, gdy tańczyłam na rurze, ale to byłoby szczytem wszystkiego. - Ale to jeszcze nie wszystko. - Oho.. - Do tego zaśpiewasz I Wanna Be Loved By You (klik) z repertuaru Marilyn Monroe. - Myślałam, że się posikam na miejscu. Ja i Marilyn. Też sobie wymyśliła. 
- Mówię serio. Wiem, że potrafisz śpiewać i to całkiem nieźle. Przećwicz sobie jeszcze.- Położyła kartkę z tekstem przede mną. - W takim razie do wieczora. Liczę na twoją kreatywność, pa! - I wyszła. Tak po prostu wyszła, nie dając mi nawet nic powiedzieć. Taki urok Cindy. Zdecydowana i konsekwentna. Nie liczyła się z nikim i z niczym.
Wzięłam papier do ręki i zaczęłam podśpiewywać po cichu piosenkę z jednego z moich ulubionych filmów. 
To ma być kreatywne, tak?... Już wiem! Przeszłam do garderoby i wygrzebałam z szuflady fikuśny cylinder oraz niedużą, czarną laskę, wziętą rodem z lat pięćdziesiątych od eleganckich, stepujących panów w garniturach. To jest to, idę poszukać Soph!


*

- No ok, ale skąd my weźmiemy ten kieliszek, co? - Sophie podrapała się zastanawiająco po swojej rozczochranej czuprynie, popalając przy tym jak zwykle Camela.
- Zawsze warto spytać Tiffany. Albo Jamie'go. Akurat jemu ten pomysł spodoba się najbardziej... pieprzony erotoman! 
- Spokojnie, Pogadam z Tiff, Fiff, czy jak jej tam. Ona na pewno ma coś takiego. W końcu to ona jest od wystroju, projektowania i innych takich pierdół, nie?
- Ok, a teraz podziel się ze mną fajkiem. 
- Ej, młoda! Nie szalej, dobra? Do dwudziestych pierwszych urodzin jeszcze daleko.
- Odezwała się dorosła! - Udając obrażoną, skrzyżowałam ręce na piersiach i uniosłam niby dumnie głowę do góry, na co ta tylko westchnąwszy wcisnęła mi papierosa do ust i podpaliła go, po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem. 

3 godziny później...


- I jak tam, szykujecie coś specjalnego dzisiaj, no nie? - Spytała ciekawsko Jal, przebierając się w seksowny fartuszek, w którym zwykle obsługiwała gości.
- Przekonasz się już niebawem. - Szczerze mówiąc, czułam się nieco zażenowana, tym, co mnie czeka, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Obróciłam się ostatni raz przed lustrem i przeszłam do głównej sali, żeby sprawdzić jak się mają sprawy związane z wystrojem sceny. A tam już krzątała się Tiffany wraz z chłopakami, ustawiając wszystko z najdokładniejszymi szczególikami według jej planów.
- Hej, Allie, wracaj do garderoby! Zaraz zaczynamy! - Zawołała mnie jedna z dziewczyn.
Eh, czas i na mnie. Jestem ciekawa jak będę wyglądać w tym stroju.
Lubię się przebierać i występować przed publicznością, ale nie koniecznie w ten sposób. Trzyma mnie tutaj jedynie dobra pensja.
Hm, ale muszę przyznać, że prezentuje się nie najgorzej. Jeszcze tylko puder i...
- Laska, szybciej! Zostało tylko kilka minut! - Krzyknęła poirytowana Sophie.
Szminka...
Kredka...
- ALICE! - Zaskrzeczała niczym zrzędliwa starsza pani. Dobra! Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami. Włożyłam płaszczyk i zapięłam go na jeden guzik, po czym podbiegłam do reszty dziewczyn. Przyjaciółka wręczyła mi laskę i włożyła na głowę cylinder.
- Powodzenia! - Rzuciła szybko i niespodziewanie wypchnęła mnie na scenę. Nienawidziłam kiedy to robiła. Ale teraz muszę się skupić tylko na show, nie ma odwrotu.
 Według planu tańczyłam zupełnie z tyłu nie wyróżniając się niczym spośród innych tancerek. Klasyczny mikrofon wzięty niczym z lat 60-tych już tylko na mnie czekał. A ja czekałam na niego, na ten odpowiedni moment.
Nagle dziewczyny tanecznym krokiem rozeszły się na boki, tworząc dla mnie oświetloną dróżkę prowadzącą na sam początek sceny. Szłam zmysłowo ze spuszczonym wzrokiem, co jakiś czas rzucając spojrzenia spod mojego kapelusza. Gdy tylko wyłoniłam się spośród tańczących, rozległy się gwizdy i oklaski stałych bywalców. Subtelnie obejmując statyw, rozpoczęłam swoją śpiewkę. Kątem oka spoglądałam co chwilę na podekscytowanych nowością widzów.
Zakręciłam się kilka razy wokół własnej osi zrzucając z siebie satynowy płaszczyk. Po sali rozbiegła się kolejna fala pogwizdywań i okrzyków. W przerwie pomiędzy śpiewaniem obracałam się, wymachiwałam lekko laską i stukałam obcasami czarnych, lolicich butów. Fajna zabawa, ale obrzydliwe spojrzenia tych wszystkich ludzi mnie gdzieś tam w środku miażdżył.
Dziewczyny za mną wykonywały podobne ruchy lecz bardziej skomplikowane i przy okazji stanowiły chórek, czasami dodając coś od siebie.
Czas zapomnieć o stresie... czas zapomnieć o stresie... Nie możesz tego spieprzyć.
Chwyciłam w końcu za mikrofon z długim kablem i zaczęłam spacerować po całej scenie, wykonując w międzyczasie pewne elementy choreografii i nachylając się co jakiś czas do publiczności. Rzecz jasna nie śpiewałam tak, jak Marilyn. Miałam od niej nieco niższy głos i poza tym chciałam zrobić to po swojemu, więc dodawałam co trochę delikatnej chrypki. Śpiewanie najbardziej mnie tu zadowalało.

Pora na ostatnią część naszego występu. Ponownie zmieszałam się z resztą, stając na ich czele. Po drodze wyrzuciłam cylinder w stronę rozentuzjazmowanych widzów, co również wywołało niemałe poruszenie. Teraz razem obracałyśmy się i wymachiwałyśmy zgrabnie  nogami w rytm muzyki. Przypominało to trochę ruchy kobiet występujących na saloonowych scenach z westernu... Tak czy inaczej, zjechałyśmy w dół niczym na rurze i posłałyśmy publiczności dyskretne całusy.
Dziewczyny odeszły do tyłu, po czym siląc się na coś jakby zadziorny uśmiech, podeszłam powoli do wielkiego kieliszka, mieniącego się w różnych kolorach, rzucanych przez światło reflektorów. Bez zawahania przeszłam do sedna.

Seksownie weszłam do niego po małym krzesełku i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Wyginałam się i obracałam, rozchlapując pachnącą piankę na wszystkie strony, co jak zauważyłam,  również spodobało się publiczności. W pewnej chwili dostrzegłam tego samego chłopaka, który wczoraj proponował mi seks, siedział niedaleko przy stoliku i wlepiał teraz we mnie swoje błyszczące ślepia. Wyraźnie ucieszył się faktem, że nasze spojrzenia spotkały się na chwilę. O nie, kochany. Na samą myśl, wzdrygnęłam się w środku. Miałam ochotę zwymiotować, ale musiałam odciągnąć od tego myśli, by nie zepsuć występu. W końcu za to mi płacą.
Pozostałe tancerki kolejny raz wybiegły na środek, by ostatni raz się obrócić i ukłonić, a ja górując nad nimi krzyknęłam głośne "dziękujemy" i zastygłam w bezruchu. Zachwycona widownia obdarzyła nas niekończącymi się oklaskami i okrzykami. Niektórzy z nich nawet  wstali.
Zadowolona z siebie wbiegłam do garderoby.
- I jak? - Spytałam Soph, opierającej się o podrapaną futrynę. Ta tylko pokręciła głową i spuściła wzrok na swoje wypolerowane buty. - Ale... Coś było nie tak?- Mina zrzedła mi jak na zawołanie. Czyżby zauważyła moje zakłopotanie, to w końcowej części i domyśliła się czegoś? Owszem, była do tego zdolna. W średniowieczu z pewnością uznaliby ją za czarownicę czytającą w myślach i kradnącą ludzkie dusze.
- No wiesz... - Uniosła powoli głowę. Jej czerwone usta wygięły się pobłażliwie, a chwilę później ryknęła głupkowatym śmiechem.
Uff.
- Wkręcasz mnie! - Pyrgnęłam ją lekko i sama się zaśmiałam.
- Było świetnie, przecież wiesz o tym. - Dodała już zupełnie poważnie.
Do pomieszczenia wparował Jamie. Podniecony jak chyba jeszcze nigdy dotąd.
- Allie, byłaś genialna! Jestem z cieb... - Tu popatrzył na resztę towarzystwa. -... z was dumny! - Przybiegł do mnie z młodzieńczą lekkością i objął w pasie z całej siły. Mimowolnie poklepałam go po ramieniu. Gdy mnie wreszcie wypuścił ze swoich silnych ramion, obleciał mnie wzrokiem i przyglądał się długo poszczególnym częściom mojego ciała, aż poczułam się trochę niezręcznie. Soph zauważywszy to, odchrząknęła głośno, co natychmiast przywróciło go na ziemię.
- No, no. Jestem pod wrażeniem. To chyba dotychczas najlepsze show w naszym Neon Angel!- Puścił do mnie oczko i poszedł pogratulować innym dziewczynom. W sumie Jamie był niczego sobie. Przystojny facet po trzydziestce...
-Co, czyżby spodobał ci się nasz szefuńcio? - Podśmiewała się ze mnie. A nie mówiłam? Podstępna wiedźma!
- No coś ty. Przecież wiesz, że jest dla mnie za stary. Dla ciebie z resztą też. - Dziewczyna pokręciła niedowierzająco głową i dalej się śmiała.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi. Przyjaciółka poszła sprawdzić o co chodzi, a ja przebrałam się w swoje ciuchy.
- Ktoś do ciebie. - Skinęła głową w moją stronę.
- Kto to? - Szepnęłam.
- Idź i sama zobacz. -  Zarzuciła kiecką i odeszła zostawiając mnie samą z nieznajomym gościem.

czwartek, 19 lutego 2015

Life on the Sunset Strip: Prolog

Rok 1985

-Dajesz, młoda! Więcej czadu! - Zewsząd dobiegały mnie okrzyki i pogwizdywania. Teraz pozostałe tancerki rytmicznie wymachiwały zgrabnymi nóżkami, obracając głowy raz w lewo, raz w prawo. W tle Rock You Like A Hurricane. Kolej na mnie. Głęboki oddech, kilka seksownych ruchów.
Objęłam metalową rurę udami, wspięłam się na samą górę, a następnie zjechałam odchylając głowę do tyłu. Wszyscy mężczyźni, którzy do tej pory ślinili się na mój widok, zaczęli jeszcze głośniej gwizdać i klaskać, a chwilę później posypała się istna fontanna zielonych papierków.
Zeskoczyłam ze sceny i pognałam do garderoby. Dłużej nie wytrzymam w tym kostiumie. Strasznie wpija się w tyłek. Przebrałam się w bardziej normalne ubrania, godne fajnej laski, a nie panny spod latarni i zajęłam stolik w rogu, jak zwykle po tym żenującym występie.
- O, cześć Allie. Świetnie ci dzisiaj poszło! - Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał znajomy, miękki głos i ujrzałam twarz Jal wykrzywioną w sympatyczny, choć nienaturalny sposób. - Czego się napijesz? - Spytała melodyjnie kołysząc biodrami w rytm piosenki.
- To, co zwykle razy dwa. Sophie zaraz do mnie dołączy.
Blondynka przytaknęła i zniknęła w tłumie tak szybko, jak się pojawiła.
-Nieźle wywijasz, mała.- Za plecami usłyszałam niski głos. Czyżby znów jakiś napalony chłoptaś?
Bez pytania dosiadł się do mnie i stopniowo zmniejszał odległość między nami.
- Może "TJŁ"?- Jego palce nieśmiało tańczyły na moim udzie. I co on bredzi? Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
-No wiesz... - Zaśmiał się. - Ty + ja + łazienka, he he.- Rzeczywiście, przezabawne. Chyba wziąłeś mnie za kogoś innego, koleś.
Uśmiechnęłam się zadziornie i wstałam powoli ze skórzanego siedzenia.
- Mogę ci zaoferować... -Widząc jak ślepia zboczeńca automatycznie rozbłysły, trzasnęłam go z otwartej w policzek. - jedynie to.
- Ty suko!- Zaskrzeczał łapiąc się za piekący policzek. Co, nie tego się spodziewałeś?
- Nie tym tonem. - przysiadłam na błyszczącym w ciemności stoliku.
Spojrzał na mnie z pogardą, akcentując to na koniec swoim idiotycznym uśmieszkiem. Po czym śmiejąc się, dodał:
- To nie ja jestem tu najbardziej znaną i najczęściej posuwaną dziwką.
- Sam tego chciałeś. - Jego próby ukrycia zdezorientowania wywołały u mnie uśmiech, który zaraz przerodził się w salwę głośnego śmiechu. Podparłam się od tyłu dłońmi, zamachnęłam szybko nogą, a chwilę później drażniący element wylądował na stoliku dwóch dresiarzy. Kondycja fizyczna - jeden z nielicznych plusów tej pracy.
- Znowu ty?! - Z tyłu dochodziły wrzaski jednego z tamtych facetów. To, co było dalej już mnie nie interesowało. Innych ludzi też nie. To norma, w tym klubie takie sytuacje są na porządku dziennym. Nie przypominam sobie dnia, w którym nikt nie zaczepiłby mnie lub którejś z dziewczyn w tak nachalny i chamski sposób. Zdążyłam już do tego przywyknąć, co nie znaczy, że akceptuję takie sytuacje.
 Ze zlewiska ludzi wreszcie wyłoniła się krótkowłosa Sophie.
- No no. Nieźle załatwiłaś tamtego. - Zajęła swoje miejsce, tuż obok mnie.  Rozprostowała nogi na stoliku i wzdychając odpaliła fajka. Jal zjawiła się ze swoją tacką i podała nam szklanki z whiskey i colą. W połowie swojej dróżki do baru, wróciła do nas i zwróciła się do mnie.
- Ach, All... Cindy chce się później z tobą widzieć. Podobno ważna sprawa organizacyjna a propos jutrzejszego występu.
- Dobra, powiedz jej, że przyjdzie później. Teraz musimy się nachlać. - Soph syknęła po swojemu, naprzemiennie dmuchając dymem i pociągając ze szklanki.